niedziela, 25 października 2015

XVII

 A/N: Kocury Wy moje najcudowniejsze! Dziękuję za tak wspaniały odzew co do mojej radosnej twórczości i specjalnie z tego tytułu zbudowałam dla was soundtrack do fanfika (czy to już choroba psychiczna? hm.) Enjoy! :) Oczekujcie kolejnej części…Właściwie bardzo niedługo! Hails!

Część XVII

Dopiero gdy uderzył z hukiem o trawę na błoniach Hogwartu, pozwolił sobie na głębszy oddech. Zaschnięta rana na ramieniu wciąż piekła, ale było to nic w porównaniu z zimną, zastygłą ręką Kasjusza Warringtona, którą nadal kurczowo ściskał. Puchar Turnieju potoczył się po wilgotnej ziemi. Pierwszy dopadł do niego profesor Moody, kuśtykając na swojej drewnianej nodze.
– Potter! – warknął, z trudem podnosząc chłopaka do pionu. Harry ledwo trzymał się na nogach, ale był wdzięczny, że w końcu jest wśród ludzi, którzy nie miotają w niego śmiercionośnymi klątwami i nawet widok porąbanego aurora wzbudził w nim poczucie bezpieczeństwa. Alastor był wyjątkowo poruszony. Chwilę potem na murawę wbiegła profesor McGonagall, a za nią Dumbledore. 
– Potter! Co tu się stało? – zapytała opiekunka Gryffindoru, gdy Dumbledore przyłożył dwa palce do szyi Kasjusza Warringtona. Z przestrachem oderwał dłoń od chłopaka i pokręcił smutno głową, gdy nie wyczuł pulsu.
– To był on. – Harry ledwo mógł znaleźć słowa. – V-Voldemort. On wrócił!
Minerwa wstrzymała oddech, a twarz Dumbledore’a zastygła na moment w maskę szoku.
– Wrócił? – Magiczne oko aurora zawirowało w oczodole. 
– Dyrektorze! – Chwilę później przybiegła do nich pani Weasley, a za nią Bill, Syriusz i Hermiona. – Co się-…? Czy ten chłopiec-…? O Merlinie!
– Potter, chodź ze mną.
Zaskoczony chłopak spojrzał na aurora pytająco. Ten położył mu tylko rękę na ramieniu i  w obliczu małego zamieszania jakie powstało zaprowadził go do zamku. Moody szedł bardzo szybko, nawet jak na posiadacza drewnianej nogi. Cały czas mamrotał coś pod nosem.
– Gdzie zabrał cię świstoklik? – zapytał nagle, gdy dotarli na trzecie piętro. Otworzył przed Harrym drzwi swojej klasy.
– Na jakiś cmentarz. – Chłopak wszedł do środka, nadal nie mogąc zebrać myśli. Nie zastanawiał się nawet skąd Moody wiedział, że puchar to świstoklik. Auror zaraz zasiadł za biurkiem. Wyciągnął z szuflady Ognistą Whisky, na co Gryfon wybałuszył nieco oczy.
– Kto jeszcze tam był, Potter?
– Słucham?
– Kto jeszcze tam był? Kto pomagał?
– Ojciec… Ojciec Kasjusza Warringtona. Voldemort kazał mu zabić własnego syna! – powiedział Harry, wciąż widząc pod powiekami te straszne sceny. – A potem… Potem odprawili jakiś rytuał. Voldemort się odrodził, dostał z powrotem swoje ciało i… I przywołał Śmierciożerców. 
– Których? – Moody nalał sobie alkoholu do szklanki. – Wymień nazwiska! – Był coraz gwałtowniejszy, nawet jak na poziom swojego ekscentryzmu, do którego Harry zdążył już przywyknąć. 
– Był… Był tam Malfoy. Crabbe i Goyle. Avery i… Yaxley. I Shaw. 
– Tylko tylu? – prychnął auror. Harry potarł oczy, bo nie wiedział czy mu się zdawało, czy lustro stojące za profesorem odbija jakieś dziwne cienie. Trzy postaci wyłaniały się powoli z gęstej mgły i stawały coraz wyraźniejsze.
– On… On powiedział, że część jest w Azkabanie. I część z nich będzie musiał ukarać za… Za zdradę. – Starał się za bardzo nie przyglądać odbiciom, bo miał wrażenie, że Moody robi się jakiś dziwnie nerwowy. Szczerze mówiąc zaczynał się bać. – A część zostanie wynagrodzona za swoje zasługi.
– Tak… Tak! – Szalonooki wypił drinka jednym haustem i spojrzał na Gryfona, który czuł się coraz bardziej nieswojo. Coś tu było bardzo, ale to bardzo nie tak. – I jak się czułeś? W jego obecności? Gdy się odrodził!
– Słucham?
Harry dopiero teraz zaczął zauważać, że auror już dawno przestał przypominać samego siebie. Jego rysy zaczęły się zmieniać, a Gryfon przyłapał się na tym, że wręcz coraz bardziej wbijał rozpaczliwe spojrzenie w lustro wykrywające wrogów. Gdy cienie przybrały już całkiem realne kształty, Moody podniósł różdżkę. Blizna na nosie wygładziła się, a magiczne oko spadło na podłogę, ukazując pod nim całkiem zdrowe i niebieskie, choć większe od drugiego, czarnego i paciorkowatego. 
– A teraz, Potter, czas dokończyć to, co zaczął Czarny Pan!
Harry z przerażeniem, kompletnie nie przygotowany na ten atak, niemrawo wyciągnął przed siebie różdżkę, ale na szczęście drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie i w tym samym momencie ktoś inny krzyknął:
Drętwota!
– Protego! 
Oszust nie dał się tak łatwo zaskoczyć. Wycelował różdżkę w otwarte przejście i puścił w kierunku nieznanego napastnika wiązkę zielonych iskier, które ten jednak bez wysiłku odbił. Harry odwrócił się błyskawicznie i w samą porę, by dostrzec jak znienawidzony  przez niego mistrz eliksirów wparował do środka. Snape rzucał w mężczyznę klątwę za klątwą, ale ten je zręcznie blokował. Podczas walki brzęczące wściekle fałszoskopy i połowa wyposażenia gabinetu poszła w niebyt, a gdy klątwa Severusa odbiła się rykoszetem, Harry z trudem uniknął ciosu. 
Podszywający się pod Moody’ego szybko porzucił drewnianą nogę, która jak się okazało również nie była mu potrzebna. Jego włosy nabrały koloru jasnego blondu, a twarz wykrzywił maniakalny uśmiech.
– Przybyłeś go uratować, Snape?! Ty zdrajco! Czarny Pan policzy się z takimi jak ty!
Snape nie dał się sprowokować i zamiast tego trafił w przeciwnika takim zaklęciem, którego ten w końcu nie był w stanie zablokować. Nie przerywał szeptanej inkantacji, unosząc różdżkę wyżej. Z jej końca błysnęła wiązka błękitnego światła, a blondyn zawył z bólu i osunął się pod ścianę. Jego różdżka potoczyła się po podłodze. Ciężko dysząc spojrzał na Severusa szalonymi oczami i zaśmiał się głośno.
– On wrócił, Snape – powiedział cicho, znów się śmiejąc. – On wrócił i nawet taki zdrajca jak ty musi to przyznać!
Mistrz eliksirów zmrużył oczy i wzmocnił zaklęcie, ale ktoś go powstrzymał:
– Severusie! Wystarczy. 
Dumbledore wkroczył dostojnie do gabinetu, a zaraz za nim wbiegł Syriusz, który natychmiast objął Harry’ego. Gryfon jeszcze nigdy nie cieszył się tak na czyjś widok.
– Nic ci nie jest? – Wziął w dłonie twarz chrześniaka, a potem znowu go uściskał. – Merlinie, Harry, co tam się stało? Czy to prawda?
– On wrócił, Syriuszu. – Harry spojrzał na niego i na Dumbledore’a stanowczo. – Voldemort. Voldemort wrócił.
Dyrektor pokiwał powoli głową. 
– Nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodziewałem, Harry. – Potem zwrócił się do Snape’a, który wciąż mierzył do blondyna. – Severusie, gdybyś był tak łaskaw… To nie będzie konieczne.
Mistrz eliksirów wycofał się niechętnie, a tymczasem Syriusz przepytywał Harry’ego szeptem z przebiegu wydarzeń. Starszy czarodziej ukucnął natomiast przy oszuście i spojrzał mu w oczy. 
– Ach tak… Syriuszu, gdybyś był tak łaskaw zabrać Harry’ego do mojego gabinetu i poczekać tam z nim na mnie. Mamy do omówienia wiele spraw. 
– Oczywiście. – Syriusz pokiwał głową.
– Po drodze poproś proszę pannę Branwen Owens, by przybyła tu niezwłocznie.
Black więcej niż chętnie wyprowadził chrześniaka z gabinetu, a Snape tymczasem pokręcił głową.
– Ona wiedziała – powiedział cicho. 
Dumbledore spojrzał na blondyna, a ten uśmiechnął się dziko. 
– Oczywiście, że wiedziała – wysyczał.
– Nie, nie wiedziała. – Uspokoił ich obu dyrektor. – Muszę przyznać, Barty, że to był nie lada sekret. Severusie, być może miałbyś przy sobie…?
Snape zaraz pogrzebał w kieszeniach, a że był cwanym mistrzem eliksirów z reputacją, wyjął z kieszeni fiolkę z przezroczystym płynem – Veritaserum. Obydwaj czarodzieje przytrzymali Croucha i wlali mu do gardła siłą eliksir prawdy. Dumbledore ukucnął przy Bartym, obserwując jak wzrok Śmierciożercy robi się zamglony i nieobecny. Zaczął go przesłuchiwać, a w miarę jak mężczyzna wyjawiał wszystkie swoje brudne sekrety i straszliwe plany, twarz dyrektora coraz bardziej się zapadała. Gdy Branwen wpadła do gabinetu, było prawie po wszystkim. Snape zwrócił się w jej stronę, a ona przystanęła w progu, całkowicie zszokowana. W swoim mniemaniu właśnie zobaczyła ducha.
– Barty!
Podbiegła do niego i objęła go jedną ręką. Crouch był nieprzytomny i mruczał coś pod nosem. Dumbledore wyprostował się i wstał z podłogi. Severus czuł, jak gdzieś w głębi niego narasta kula złości i jadu i robi się coraz większa w miarę jak Branwen pozostawała w bliskim kontakcie z Crouchem.
– Panno Owens, pozwoliłem sobie panią tu wezwać, bo obawiam się, że musi się pani z nim pożegnać – powiedział łagodnie dyrektor.
– Pożegnać?! – zapytała cicho. – Barty? – Potrząsnęła nim. – Barty, co zrobiłeś! Dyrektorze, jak to?
– Bran… – Crouch uśmiechnął się leniwie. – Pomogłem Czarnemu Panu wrócić do życia, Bran! – Zachichotał diabolicznie.
– Severusie.
Snape spojrzał na Dumbledore’a. O nic nie pytał. Już wiedział, czego się spodziewać. Wyszli razem z gabinetu do klasy i stanęli pod oknem. Severus nadal starał się nad sobą panować, ale szło mu dość kiepsko. Dyrektor spojrzał na niego wyrozumiale i położył mu dłoń na ramieniu. A potem padły słowa, których Snape miał nadzieję nie usłyszeć już nigdy więcej:
– Severusie, tak mi przykro. Niestety wiesz, o co muszę cię prosić.
Patrzył na mistrza eliksirów ze smutkiem, a ten nic nie powiedział. Zamiast tego skinął tylko krótko głową i wymaszerował na korytarz. Trzasnął drzwiami klasy obrony przed czarną magią, a przynajmniej chciał. Gdy nie usłyszał satysfakcjonującego huku, odwrócił się gwałtownie. Czarne szaty załopotały dramatycznie. 
Bran wybiegła za nim, a wielka kula jadu w jego żołądku zaraz sie ulotniła. Podeszła do niego, a potem po prostu padła mu w ramiona. I chociaż spodziewała się, że natychmiast ją odepchnie, to nie odepchnął. Stał napięty jak struna, zaskoczony jak nigdy w życiu, aż w końcu uniósł ostrożnie jedną rękę i położył na jej plecach, jak gdyby się bał, że zaraz mu ucieknie. Odsunęła się w końcu po dłuższej chwili, nie mogąc już milczeć.
– Co musisz zrobić? – zapytała cicho.
Milczał.
– Snape?
Wiedziała, że słuchał, chociaż nic nie mówił. 
– Severus. Co tam się stało? Miałam rację, prawda? Moody to był Barty!
Poszedł przed siebie, mając nadzieję, że być może nie będą musieli rozmawiać jeśli uda, że jej nie słyszy. Nie dała się jednak tak łatwo spławić. Nie tym razem. Pognała za nim. Całkowicie porzucił inklinacje pedagogiczne, wyciągnął z kieszeni płaszcza papierosy i zapalił jednego, stając przy otwartym oknie. Patrzył na szukającą, świdrował ją wzrokiem i jak zwykle nie był w stanie odgadnąć, co myślała.  
– Pamiętasz koniec szkoły? Kiedy wszyscy mówili, że teraz czeka nas świetlana przyszłość? – zapytała nagle.
Zaskoczony kiwnął głową, dmuchając w nocne niebo dymem z papierosa.
– Nie czekała – uznała ponuro. – Ani trochę. 
– Moja też nie. – Wyrzucił niedopałek i odwrócił się do niej.
– A teraz? – zapytała.
– Co „teraz“?
– Co zrobisz? Co musisz zrobić?
Podszedł powoli i zdjął swój czarny płaszcz. Położył go jej na ramionach. Bran prawie zniknęła pod przytłaczającą czernią. Trzymając papierosa w zębach, podwinął rękaw szaty i pokazał swoje lewe przedramię. Na bladej skórze, wyraźny jak nigdy dotąd, odznaczał się wyraźnie Mroczny Znak. Pulsował boleśnie, a skóra wokół była podrażniona i czerwona. 
– Wrócił – warknął. Znów zaciągnął się dymem i wyciągnął papierosa z ust. Zawahał się nim chwilę nad swoją ręką, a potem parsknął niewesołym śmiechem i wyrzucił niedopałek za okno.
– Potter?
– Tak.
Bran, która stała aż nazbyt milcząco i spokojnie jak na siebie, w końcu pokiwała głową i wzięła głęboki wdech.
– Ja zawsze myślałam, że on wróci, wiesz? Że to było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. 
Uśmiechnął się krzywo.
– Ja miałem nadzieję. 
– Więc… Co teraz?
– Tym razem sam nic nie zrobię – mruknął cicho.
– Nie musisz.
Mrugnęła do niego łobuzersko. Zauważyła z czasem, że nie wszystko wokół mistrza eliksirów jest taką absolutną ciemnością – a już zwłaszcza nie taką, jaką starał się tworzyć – by nie dało się zobaczyć tej tak bardzo błyskotliwej reszty. I to właśnie ta reszta sprawiała, że stała tu z nim teraz.
– Voldemort będzie budował armię – powiedział cicho, patrząc gdzieś ponad jej głową. – Ale tym razem będzie nam łatwiej. 
– Łatwiej?
– Tym razem Śmierciożercy są przerażeni, że nie wygrają. – Uśmiechnął się cierpliwie, dając do zrozumienia, że on już się postara zagrać swoją rolę jak należy.
– A ty?
Umilkł. Objął ją na chwilę i wyciągnął znów papierosy z kieszeni płaszcza. 
– Zwykle jesteś bardziej sarkastyczny – mruknęła. – I mniej dotykalski.
Zaciągnął się kolejnym papierosem i ciągle nic nie mówił.
– Będziesz musiał przeżyć – uznała twardo. 
Spojrzał na nią szybko.
– Niby kto tak mówi?
– Ja. Ja tak mówię, Snape – powiedziała zdecydowanie. – Ani mi się waż ginąć! – Zdjęła jego płaszcz z ramion, bo i tak przesiąknęła już zapachem fajek. Zrobiło jej się za to dziwnie cieplej. Severus przyjrzał się Bran, długo i niebezpiecznie intensywnie.
– Pokładasz nadzieję w niewłaściwej osobie, Owens.
Spojrzała na niego niecierpliwie i wcisnęła mu płaszcz z powrotem.
– Jak zwykle. Tyle tylko, że tym razem chyba wszyscy na ciebie liczymy, mam rację?
Do licha. Nie doceniał jej. Patrzył z uznaniem w te błyszczące, ciemne oczy i uśmiechał się pod nosem.
– Owens, obiecaj mi, że nawet jeśli… – Zawahał się. – To nie pozwolisz im mnie złożyć gdzieś na cmentarzu i kłaść mi na brzuchu kwiatów co niedzielę, czy robić podobnych debilizmów.
Parsknęła głośnym śmiechem.
– No nie wiem! Potter pewnie będzie chciał wygłosić przemowę pogrzebową.
– Dumbledore założy dziwne szaty – mruknął.
– Granger się popłacze.
– Granger? – Uniósł jedną brew, a ona uśmiechała się coraz szerzej.
– W imieniu twojego wiecznego potępienia.
– Hm. Myślisz, że Lucjusz Malfoy wpadnie?
– Zapewne. 
– Więc obiecaj.
– Nie. 
– To ma być szantaż?
– A jak inaczej mam cię zmusić, żebyś nie zrobił niczego głupiego?
Stał już tak blisko, że bliżej się nie dało. Wyrzucił kolejny niedopałek za okno i założył płaszcz. Mroczny Znak piekł wręcz nie do wytrzymania, ale ten jeden, ostatni raz mógł jeszcze trochę grać na zwłokę. 
– Idziesz? – zapytała cicho.
– Muszę. 
– Ale wrócisz?
Nic nie powiedział. Zamiast tego próbował przedrzeć się przez jej umysł choć trochę, ale wciąż nie mógł. Widać nie wszystko dało się zamknąć w książkach o magii praktycznej.
– Snape, lepiej wróć, bo dopilnuję, żeby ci dali otwartą trumnę – zagroziła.
Zmrużył oczy, ale kąciki jego ust drżały, jak gdyby bardzo chciał się uśmiechnąć i jednocześnie sobie na to nie pozwalał.
– I jak Boga kocham, każę Longbottomowi zagrać marsz żałobny! – Dźgnęła go palcem w mostek, a on złapał ją za nadgarstek.
– Marsz żałobny? – Zapytał miękko.
– Na dudach!
Tym razem nie powstrzymał się i parsknął krótko.
– Owens?
– No?
– Nie próbuj grozić mistrzowi eliksirów, który siedzi obok ciebie podczas posiłków.
Spojrzała na niego wyzywająco i przekrzywiła zadziornie głowę.
– I tak będziesz wtedy hipotetycznie martwy, więc co cię to obchodzi?
Zrobił taki ruch, jakby chciał dotknąć jej włosów, ale w końcu się wycofał.
– Raczej będę martwy dopiero, gdy nikogo już nie będę obchodził. 
Zamrugała szybko, zaskoczona tym wyznaniem. Zgodnie ze swoim zwyczajem wykrzywił się zaraz ironicznie, ale wiedziała, że zrobił to wyłącznie dla zasady. 







Koniec tomu drugiego


7 komentarzy:

  1. Dotykalski Severus jest mniej intelektualistą Severusem, chociaż i tak mówi, jakby go coś ugryzło. Coś bardzo dużego. Koń na przykład.

    Rozmowa o pogrzebie bardzo bardzo - Naville grający na dudach, oczywiście ubrany w te tam spódniczki, których nazwy nie pamiętam, Drops w kolorowych szatach i płacząca o wieczne potępienie Hermiona, ciskająca ziemią prosto w twarz Snape'a - lubię to. Do tego Malfoy stojący z boku i planujący mord - tak, scena fajna.

    Co z Taffym? :( Obiecałaś, że będzie, to chcę, żeby był. I chcę Millicenty. I Syriusza (impotencja mi umknęła, przepraszam). I ogólnie wszystkiego chcę bo jak już kończymy to oczekuję że będzie jazda bez trzymanki i słodko, ale nie zbyt słodko. I przypominam o bardzo palącej potrzebie wyobrażenia sobie Taffy'ego w sweterku.

    Barty (nie wiem, czy celowo, ale wydaje mi się, czy u Joasi chodziło o jego syna?) mi się jawi jak ten książę ze Shreka - zarzucający grzywką, wywyższający się, błyskający zębami i mający matkę-wróżkę spełniającą jego zachcianki. I to chyba dobre wyobrażenie.

    Hej, a co to niby miała być ze scena, jak Bran się żegnała z Crouchem? Bo ja już nie rozumiem, w jakiej oni byli relacji? Tak zupełnie serio pytam, bo chyba za czymś nie nadążyłam.

    Pozdrawiam, życzę weny
    Rysiek (która przypomniała sobie hasło do starego konta)

    P.S. jak to skończysz to jeszcze będziesz coś pisać, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :D Ale proszę tu się nie zapędzać, bo jeszcze czeka nas wielki finał, będą wszyscy! Tak jak obiecałam. Ja nikomu nie odmawiam "happily ever after", nawet Voldy będzie miał swoje pięć minut, a już szczególnie pewne części garderoby Taffy'ego. Khm.

      No bo ona z Bartym przyjaźniła się w szkole i uznałam, że to warto podsumować w jakiś sposób, to taki impuls był. Właśnie podsumowuję swoje życie… I tak wiesz co uznaję, że lubię fanfiction. Być może przełożę to na angielski w celu szukania czytelników zagramanicą? Miałam pisać coś własnego na wattpadzie, chyba, że znasz jakiś lepszy portal do wklejania swoich tworów? Własnie nie wiem czy już warto walić fanfikami, może zostanę sławną pisarką?

      W każdym razie! Wypatruj niedługo nowej zakładki w linkach ;) I nowych części, bo będą jeszcze dwie. Także ten, ja Ci bardzo dziękuję za wszystkie komentarze! Czuję dużo miłości!

      O.

      Usuń
    2. Hmm, ja wiem że nieładnie spamować, ale co robi kawałek podpisany ,,wedding" w kolumnie z soundtrackiem? Kto będzie brał ślub? Jak wiele mnie ominęło? Już się boję, co ty napiszesz... ;-;

      Usuń
    3. Muahahhaha! ale nie, nie martw się :) nic nie ominęłaś, a ja nie zjebałam. Jeszcze. Szykuje się niezły finał, wszystko się okaże.

      Usuń
  2. Matkoświęta! Ale napięcie! I już, już myślałam, że będzie jakiś wielki pocałunek czy coś a nie było! :P
    Rozdział mega!
    Pisz dalej bo jak nie to Cię znajdę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jako że wiem co jest w epilogu, to już nie wiem co tutaj napisać, żeby nie sypnąć spoilerami. xD Severus bardzo, bardzo. Bran też. W ogóle bardzo bardzo. No, bardzo. Końcówka mmm. Ach, i biedny Kasjusz. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja tym razem nic mądrego nie powiem, bo zatonęłam w playliście zamiast w fanfiku. Żeby było śmieszniej, najbardziej wzięły mnie arabskie noce i właśnie mam zakwik stulecia. Nie polecam czytania pogrzebowej rozmowy z arabskimi nocami w tle... Potem nic już nie jest takie samo.
    Swoją drogą, dziwne rzeczy dzieją się pomiędzy Severem i Bran... Albo ja o czymś zapomniałam/pominęłam, albo czeka nas bardzo, khm, atrakcyjny finał. Cóż, niedługo się przekonamy, prawda?

    Czekam i wracam do playlisty :)

    OdpowiedzUsuń